Siemanko Wataho!
Właśnie wróciłam z mojej pierwszej PRAWDZIWEJ misji poszukiwacza przygód. Wiedzieliście, że strzelanie do żywych celów jest trudniejsze niż do tarczy?! Trzeba w domu opracować jakąś ruchomą kukłę, albo Calvina przebierzemy za stracha na wróble, hehe. Nasz tutejszy duży kolega zdobył jakiś dziwny miecz (?), który jest też toporem, włócznią i innymi rzeczami, których nie będę opisywać w liście, bo średnio wypada. Dziwna sprawa powiem Wam, ponoć głosy słyszał. Lekko szurnięci są jednak Bohaterowie, przynajmniej na razie takie mam spostrzeżenia. W Bielmie lubią nas coraz bardziej, pomagamy rybakom pozbywać się tych wstrętnych węży, które u nas ciotka Frytka trenuje na pokazy. Nie żałuję ani dnia spędzonego poza domem, polecam serdecznie taki wypad. Jedyna wada tej sytuacji jest taka, że trochę za Wami tęsknię - ruszcie te dupska, bo nie mogę już więcej myśleć o tym jak się tam kisicie, jak ogóry w słoiku.
Całusy & papatki,
Casti