BUILD YOUR OWN WORLD Like what you see? Become the Master of your own Universe!

Dominicus Stroheim

Silesia, miasto rodzinne, z którego młody Dominicus został wywieziony do Zakonu w wieku ledwie paru lat, by zapewnić mu "dobrą przyszłość". Lepszą, niż uprawianie roli pod miastem bądź praca w którejś z nowo otwieranych kopalni rudy, w którą - jak się okazało - cała okolica była bogata, i to w sporym promieniu. Przedsiębiorcy i pionierzy podziemi szybko prosperowali, kreśląc coraz to bardziej ambitne plany rozwoju przemysłowego a samo miasto powoli przechodziło w okres industrializacji. Chciwość przeważała coraz bardziej nad rozsądkiem i około dwa lata po tym, jak rodzina Stroheim wyjechała na północny wschód do Fortecy...górnicy dokopali się do starych, zagrzebanych ruin. Możliwe, że całe wieki temu wszystko to zostało zbudowane celowo tak głęboko pod ziemią...bądź zostało tam zakopane potężną magią.   Znaleźli tam również jaskrzący się, krwistoczerwony kryształ w środku którego zdawała się poruszać drobna, czarna mgiełka. Spróbowali go tknąć...co spowodowało uwolnienie splugawionej energii magicznej, uśmiercając ich na miejscu i bezczesząc okolicę w promieniu kilku kilometrów. Ziemia, lasy i uprawy obumarły, zwierzęta zaczęły mutować i stawać się agresywniejsze, a niebo zakryło się mrocznymi chmurami, tylko z rzadka przepuszczając słońce. Obecność magii i brak naturalnego, bezpośredniego światła, jak i konieczność całkowitej industrializacji odbiły się na ludziach - włosy płowiały, cera bladła, tęczówki oczu poczęły szarzeć, a w rzadkich przypadkach - czerwienić. Wejście do przeklętej kopalni zostało zablokowane grodzią i zapieczętowane łańcuchami - nikt nie miał prawa tam wejść, a intruzów zabijano na miejscu bez sądu - nieważne, kim byli i po co przyszli. Przez następne 13 lat Silesia przechodziła zmiany, starając się przedłużyć swoją coraz to pogarszającą się egzystencję i stać na straży przeklętej kopalni. Przez ten czas Dominicus Stroheim przechodził trudne szkolenie w Zakonie, mające uczynić z niego paladyna, podążającego ścieżką dominacji nad przeciwnikiem i roli protektora, bastionu przed terrorem, jaki czyha w świecie. Nawiązał również przez czas treningu więź wręcz przyjacielską ze swoim mentorem, Marcusem. W wieku 19 lat każdy z adeptów przechodził "Próbę Światła", mającą na celu sprawdzenie siły fizycznej i psychicznej przyszłego Rycerza-Strażnika. "Próba" wyglądała następująco - młody adept (czasem adeptka) zostali wysyłani razem z eskortą nadzorującą, by odzyskać artefakt - zazwyczaj przeklęty, bądź stworzony przez złe siły, który mógł dostać się w niepowołane ręce i spowodować masowe zniszczenie. Jednym z głównych celów było też sprawdzenie siły woli kandytata - ci, którzy poddali się jego mocy, wracali do Fortecy i kierowani byli do podziemi. Większość tych, którzy zawiedli "Próbę" była degradowana do roli pomocnika zakonnego i nie mogła zostać paladynem...ale nie zawsze wracali. Bywało, że znikali na zawsze. Nigdy nie udzielano adeptom odpowiedzi, co się dalej działo. Jeszcze rzadziej adept niedoszły Strażnik nie wracał z wyprawy.   Przyszedł również dzień na Dominicusa. Wysłany został do swojego miasta rodzinnego - Silesii, obecnie będącej ponurą, przemysłową quasi-metropolią, zrzeszającą rzemieślinków i starających związać koniec z końcem przedsiębiorców górniczych. Nie spodziewał się takiego widoku, nie tak pamiętał to miejsce - ale zadanie nalegało, nie było czasu na zwiedzanie i dopytywanie, co dokładnie tutaj się stało. Wiedział tylko tyle, że po wielu latach Zakon uzyskał zezwolenie na odzyskanie i zabezpieczenie przeklętego artefaktu, który rzekomo niemalże zabił całą okolicę. Marcus nalegał, by iść przodem razem z górnikami, którzy znali plany tychże podziemi. Po około pół godzinie wrócił, ale bez górników. Twierdził, że zostali zaatakowani z zaskoczenia przez dzikie..."kreatury", które zalęgły się w kopalni. I tak oto nasz młody Strażnik...   ...odzyskał - będąc ciągle nadzorowanym - wręcz podręcznikowo kryształ z piedestału, odprawiając odpowiednie rytuały i zapobiegając kolejnemu wybuchowi magii. Wyczuwał niepokojącą aurę od swojego mentora, ale uznał ją jako efekt całej okolicy, nie jego samego. Po powrocie do Fortecy zastał na miejscu ceremonię, która zawsze miała miejsce przy udanej "Próbie Światła". Wszyscy Strażnicy, którzy akurat mogli powrócić do głównej siedziby, zebrani byli w głównej nawie, a rytuału zaprzysiężenia dokonywał sam Strażnik-Generał, Ingram, przywódca wojskowy i polityczny całej organizacji. Dominicus złożył kryształ na świętym podeście, mając obok jako świadka swojego mentora. Ledwo co udzielono mu błogosławieństwa oficjalnie czyniącego go Rycerzem-Strażnikiem i pełnoprawnym paladynem...wyczuł, jak w Marcusie coś przeskoczyło. Coś się zmieniło w duchu i ciele. Jego oczy zapłonęły czerwienią i wyrwał kryształ z pojemnika...wyzwalając całą zgromadzoną w nim energię.     Cała nawa główna katedry błysnęła czerwienią, ogłuszając Dominicusa. Chwilę później ujrzał coś, o czym słyszał tylko w legendach. Leżąc na ziemi, widział wielkiego demona w miejscu, gdzie wcześniej stał Marcus. Tam, gdzie stał Ingram - pojawił się anioł, przypominający z twarzy Generała...ale jakby zmienionego. Dwa potężne przeciwieństwa, dwa awatary Światła i Ciemności - nagle skaczące sobie wzajemnie do gardeł. Walka była wyrównana, żaden z nich nie mógł wygrać. Dominicus spróbował się podnieść, chcąc pomóc...dał radę tylko wyszeptać błogosławieństwo dla swojego mistrza. Zwróciło to uwagę demona, który drwiąco się uśmiechnął - co kosztowało go porażkę w walce. Awatar Ingrama, Empyrean, ze zdwojoną siłą poważnie zranił przeciwnika, resztą sił zamykając jego esencję w ciele ostatniego żyjącego adepta, po czym odesłał go portalem do Silesii i blokując jego wspomnienia tych zdarzeń.     Tej prawdy Dominicus dowiedział się dopiero około półtorej roku później, w tym czasie znajdując nową rodzinę - Gildię, a raczej towarzyszy, którzy byli u jego boku na dobre i na złe.   z zapisków:    
Niektórzy widzieli go jeno w pełnym pancerzu i hełmie, inni bez hełmu...nieliczni bez pancerza. Widok, zaiste, rzadki.   Ojciec był postawny, więc Dominicus odziedziczył po nim sylwetkę i wzrost. Młody z początku oczy miał koloru piwnego a włosy niemalże czarne, z przebłyskami ciemnego brązu. Włosy zezwolono mu mieć lekko dłuższe, zawsze proste. Lata treningu na paladyna uczyniły go we wczesnym życiu dorosłym mężczyzną wysokim i dobrze zbudowanym...   -Cóż, tak to drzewiej bywało. - rzekł - A po "incydencie" to zmieszana magia zaczęła dawać o sobie znać...włosy zaczęły mi płowieć, aż do tego popielatego koloru, który teraz noszę. Tęczówki oczu też się zmieniły - co w lustro popatrzę, widzę to samo - czerwone. Ni śladu zmiany, cokolwiek by się działo. Zadziwiające, że częściej mnie o to nie pytają. Widocznie mało rzeczy już pospólstwo dziwi. Przynajmniej brodę ładną powoli mam. Do Raznuka, przyjaciela mego, jeszcze mi daleko, ale gdzie tam człowiekowi do krasnoludzkiej brody...

Comments

Please Login in order to comment!