Zza okularów Nabila
Jak tylko ta noc się zaczęła to wiedziałem, że ona się źle skończy. Spotkałem się z
Sophie na mostku w parku i okazało się, że jej głód staje się co raz silniejszy. Zaniepokoiłem się tym co może się stać, nie tylko dla niej, ale dla nas wszystkich, jeśli wampir z takim potencjałem, którego nie jestem w stanie kontrolować, straci panowanie nad Bestią. Zmusiłem się do wzbudzenia w niej zaufania i zaprowadziłem od domostwa, gdzie pod pretekstem karmienia jej wampirzą krwią wbiłem jej kołek w serce wprowadzając w letarg. Ukryłem ją póki co w piwnicy, przykrytą całunem. Będzie trzeba się tą kwestią zająć jak już zlokalizujemy jej stwórczynię i dowiemy się jak się wyzwolić z tego brzemienia.
Następnie spotkałem się z
Rayleigh i
Warrenem w standardowej lokacji, która została odremontowana w... różowym stylu. Po zdarzeniach z Sophie nie mogłem się skupić, musiałem to sobie przemyśleć. Padła zatem decyzja by odnaleźć niejakiego „Joe”, kto to był i po co był oraz dlaczego on był – nie pytałem. Moją głowę zaprzątał problem wampira w letargu w piwnicy.
Warren i Rayleigh ustalili, że
Joe został pojmany przez gang
Mamuśki oraz, że jej siedziba znajduje się w Santa Clarita. Pojechałem tam z nimi, jak nie mogłem pomóc sobie to mogłem chociaż im.
Na miejscu zajechaliśmy pod park baraków, gdzie Warren użył niesamowicie nieskutecznie sztuki perswazji by za 100$ wynająć na jedną noc zapyziały barak, który zapewne przeciekał i nie chciałbym go oglądać w świetle UV. Następnie się rozdzieliliśmy, Warren poszedł za swoją „wizją” (słowo daję, jeżeli niektórzy myślą, że magia krwi jest dziwna, powinien spędzić z Malkavianem wieczór – od razu zmieni zdanie), a ja wraz z Rayleigh poszliśmy przekonać grubą zarządczynię, że jednak coś wie o Mamuśce. Rayleigh z pomocą pistoletu okazała się lepszym negocjatorem od Warrena, który wysoko poprzeczki nie ustawił. Dowiedziała się, że w baraku nr 4 najczęściej przebywa Mamuśka. Poszliśmy tam, uzbroiwszy się wpierw w strzelbę zarządczyni, spotkaliśmy tam też Warrena, tak więc oba tropy skierowały nas w to samo miejsce... gdzie w najlepsze trwała impreza. Ja wróciłem się po samochód, a Rayleigh zinfiltrowała imprezę. Faktycznie znajdował się tam Joe, który bawił się równie dobrze co reszta śmietanki towarzyskiej lokalnego folkloru rodem z głębokiej Alabamy. W drodze powrotnej w przypływie inspiracji uznała, że dobrze zredukować ilość rasistów na świecie i zabiła jednego z nich – naturalną koleją rzeczy schowaliśmy go do bagażnika. Ja czekałem z włączonym silnikiem, a Warren poszedł spotkać się z Joe. Po około 10-15min wrócił i powiedział, że musimy czym prędzej wracać.
W drodze powrotnej opowiedział nam (albo nie – do weryfikacji), że Mamuśka to jego biologiczna ciotka z dawnego życia. W dodatku wilkołaczyca (ciekawe, czy dar nieżycia uratował Warrena od pełnego pcheł życia).
Jakby mało było wrażeń, na trasie zatrzymał nas czarny samochód i jedna z osób z niego, poprosiła o skierowanie się za nim. Nie wiedząc czego oczekiwać, ale nie wierząc w przypadki, pojechaliśmy zaintrygowani. Tajemniczy samochód skierował nas do bogatej, ogrodzonej rezydencji, gdzie pokojówka, rodem z fetyszystycznej wersji Alicji w Krainie Czarów, zaprowadziła nas do pomieszczenia z kominkiem, gdzie powitała nas postać o charakterystycznej twarzy. Nietoperze rysy i szpiczaste uszy nie ukryły tajemniczego Nosferatu, ale wciąż nieznane nam są jego zamiary...
Comments